
Materiał poniżej został przygotowany podczas tworzenia Corsairs Legacy – gry typu pirate life simulation game stworzonej przez studio Mauris w celu popularyzacji morskiej tematyki w ogóle oraz gier o piratach w szczególności.
W tym artykule Kirill Nazarenko opowie o najbardziej znanych i najdroższych skarbach piratów, a także o pirackich skarbach w serialu Black Sails oraz w książce „Wyspa skarbów”.
Jeśli oglądałeś serial Black Sails, to pamiętasz, że w pierwszym sezonie Flint i jego załoga ścigają hiszpański okręt Urca de Lima, który jest załadowany niezliczonymi skarbami. Gdyby udało się go zdobyć, oczywiście wpadłyby im w ręce ogromne bogactwa i można by je gdzieś zakopać niczym klasyczny piracki skarb. Jednak corsairs w Black Sails nie osiągają tego sukcesu. Ale jak wyglądała sprawa skarbów w prawdziwym życiu?
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że skarby dość często są znajdowane. Jeśli spojrzymy na serwisy informacyjne, zobaczymy, że nawet na zupełnie nieegzotycznych akwenach co jakiś czas znajdowane są ciekawe rzeczy.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę typowo morską specyfikę, to na przykład na Morzu Bałtyckim w 1953 roku u wybrzeży Finlandii znaleziono statek, który zatonął w 1747 roku i przewoził różne ładunki przeznaczone dla carycy Elżbiety I. Między innymi była tam pozłacana kareta, trzydzieści cztery złote tabakierki, całkiem sporo zegarków ze złota i srebra oraz porcelana.
W 1999 roku na Bałtyku odkryto także szkuner „Frau Maria”, który zatonął w 1771 roku i przewoził obrazy z Holandii dla Katarzyny II. Co więcej, obrazy były bardzo dobrze zapakowane i w ogóle nie ucierpiały od wody. Co ciekawe, proces sądowy o los tych skarbów trwa do dziś, ponieważ Rosja uważa, że są to rosyjskie dzieła sztuki, natomiast odkrywcy – fińscy archeolodzy podwodni – uważają, że te przedmioty należą do nich.

Całkiem dużo ciekawych rzeczy znajdowanych jest także na lądzie. Na przykład w 2010 roku Dave Krypt, wcale nie poszukiwacz skarbów, lecz zwykły rolnik, wziął od sąsiada wykrywacz metali, aby znaleźć młotek, który zgubił na polu. Zamiast młotka znalazł naczynie ze starożytnymi monetami, których było 52 000 sztuk, a część z nich pochodziła z III wieku n.e.
A największy skarb na świecie, jaki kiedykolwiek odnaleziono, to skarb odkryty latem 2011 roku w świątyni boga Wisznu w Indiach, w stanie Sri Padmanabhaswami. Skarbów nie znaleźli łowcy skarbów, lecz zostały one odkryte podczas inwentaryzacji, gdy świątynia została objęta ochroną państwową. Otworzono podziemne skarbce i odkryto skarby warte 22 miliardy dolarów.
Można ogólnie wymieniać ogromne liczby, wracając do morskiej tematyki: w 2005 roku Chilijczycy znaleźli prawdziwy, niemal piracki skarb. Na jednej z wysp archipelagu Juan Fernández odnaleziono 800 ton złota, które zakopał hiszpański żeglarz Juan Ubilla w 1715 roku, a skarb ten jest szacowany na 10 miliardów dolarów. Kwoty są naprawdę ogromne.
Trzeba jednak zrozumieć, że współczesne znaleziska z definicji będą bardzo drogie. Ponieważ jeśli nawet znajdziemy jakieś przedmioty, powiedzmy, srebrną zastawę z XIX wieku w dobrym stanie i ma ona już ponad 100 lat, to w tamtym czasie taka srebrna zastawa mogła nie kosztować aż tak dużo, natomiast dziś będzie warta o wiele więcej.
Nawet jeśli znajdziesz skarb, choćby niewielki, powiedzmy, składający się z setek monet wybitych w starożytnym Rzymie i znajdziesz go w jakimś ciekawym miejscu, jak to miało miejsce na początku lat 2000. na Krymie, gdzie odkryto 99 złotych monet z Azji Mniejszej – był to największy skarb w historii wykopalisk archeologicznych na Krymie. Być może wartość tego skarbu, liczona czysto wagą złota, nie byłaby bardzo duża, ale ponieważ te monety mają 2000 lat i są w dobrym stanie, a wśród nich znajdują się egzemplarze unikatowe, to wartość pieniężna takiego skarbu może wzrosnąć setki i tysiące razy, a może stać się wręcz bezcenna. Oczywiste jest, że jeśli są to naprawdę wielkie dobra kultury, obecnie taki skarb jest bardzo trudno sprzedać. Najprawdopodobniej trafi on do muzeum, a ci, którzy go znaleźli, w najlepszym razie otrzymają podziękowania i jakąś mniej więcej skromną kwotę pieniędzy.
Istnieją jednak różne niuanse prawne. Na przykład jeśli znajdziesz skarb w amerykańskiej strefie prawnej, to najprawdopodobniej, nawet jeśli jest to dobro kultury, zostaniesz za niego wynagrodzony przez muzeum. Jeśli to jest Europa, to możesz nie dostać żadnych pieniędzy, a cenne przedmioty staną się własnością muzeum, jednak otrzymasz skromną nagrodę.
Aby jednak móc zakopać skarb, wpierw trzeba było ten skarb skądś zdobyć. Same znaleziska różnego rodzaju skarbów przez współczesnych ludzi w gruncie rzeczy nie dowodzą jeszcze, że ktoś kiedyś zakopał je celowo. Jeśli spojrzymy na statystyki, gdzie obecnie znajdujemy bogate skarby, to są to głównie zatopione statki, które transportowały ładunki państwowe należące nie do osób prywatnych, lecz do władz tego czy innego państwa.
Możemy przypomnieć, na przykład, historię, gdy w 1702 roku Brytyjczycy próbowali zaatakować zatokę Vigo (to północna Hiszpania, Zatoka Biskajska) i hiszpańską flotę, która transportowała około 3400 ton srebra i 200 ton złota, a także pewną ilość towarów, których wartość wynosiła około 265 milionów piastrów lub talarów, czyli mniej więcej 9 rocznych budżetów Hiszpanii. Jeśli porównamy to z rocznymi budżetami Anglii lub Francji, będzie to około 6 rocznych budżetów tamtego okresu.

Niestety Brytyjczycy bardzo się rozczarowali: Hiszpanie stawili opór, część hiszpańskich okrętów została zatopiona, a Brytyjczykom nie udało się zdobyć wielkich łupów. Powstała legenda, że okręty z ogromnymi skarbami wciąż leżą na dnie zatoki Vigo, ale później okazało się, że Hiszpanom udało się rozładować większość skarbów i jeśli coś zatonęło, to w bardzo niewielkich ilościach. Stało się to w 1702 roku, ale legenda o złocie i srebrze na galeonach w zatoce Vigo do dziś rozpala wyobraźnię ludzi.
Zdarzały się też sytuacje odwrotne. Na przykład w sierpniu 1780 roku flota hiszpańska przy pomocy francuskiej eskadry schwytała brytyjski konwój 55 statków. Trofea stanowiły ogromną ilość sprzętu wojskowego dla brytyjskich wojsk na Karaibach (w tym czasie wciąż trwała wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych) oraz 1,5 miliona funtów szterlingów w srebrze i złocie — czyli 6 milionów piastrów lub talarów. Oczywiście, 6 milionów to nie 265 milionów, ale nadal bardzo dużo.
Jeśli mówimy bezpośrednio o sukcesach corsairs, to w 1715 roku 11 hiszpańskich okrętów rozbiło się podczas huraganu u wybrzeży Florydy. Okręty te były załadowane srebrem. Była to część srebrnej floty, która przewoziła klejnoty z Ameryki do Europy, ale większość srebra zdołali odzyskać Hiszpanie.
Pirat Henry Jennings zdołał zdobyć srebro o wartości 348 000 piastrów z hiszpańskiego obozu na wybrzeżu. Co prawda potem to srebro również mu odebrano, ale w każdym razie 350 tysięcy piastrów nie było małą sumą, chociaż oczywiście nie było to 6 milionów, które Hiszpanie zdobyli na Brytyjczykach w 1780 roku, ani 265 milionów, które Brytyjczycy mogli zdobyć w zatoce Vigo.
Jeśli historia o Jenningsie jest mniej więcej potwierdzonym faktem, to w 1693 roku korsarz Thomas Tew zdobył na Oceanie Indyjskim statek należący do Wielkich Mogołów — dynastii rządzącej w Indiach. Łup miał rzekomo wynosić około 400 tysięcy piastrów. Zwróć uwagę, że nadal nie sięga to nawet miliona, ale ponieważ korsarzy nie było aż tak wielu, każdy z nich otrzymał dość duży udział. Co więcej, w 1695 roku Henry Avery rzekomo zdobył dokładnie taki sam statek.
Przypomnę, że piastr lub talar to duża srebrna moneta, zawierająca 27 gramów czystego srebra.

Jeśli przeliczymy to według współczesnych standardów, otrzymamy bardzo niewielką sumę. Powiedzmy, że jeden gram srebra najwyższej próby kosztuje dziś około 67 centów amerykańskich. Czyli wychodzi na to, że talar to wręcz jakaś niepozorna moneta, relatywnie mało znacząca, zaledwie około 18 dolarów. Ale w taki sposób nie da się przekładać wartości dawnych monet na współczesne, ponieważ w XVIII wieku stosunek ceny złota do ceny srebra wynosił mniej więcej 1 do 15. Jeszcze wcześniej, w średniowieczu, stosunek ten wynosił około 1 do 10 (ale mówimy o XVII–XVIII wieku, więc przyjmijmy 1:15).
Jeśli teraz spojrzymy na stosunek cen złota i srebra, zobaczymy, że jeśli 1 gram srebra kosztuje 67 centów, to 1 gram złota jest dziś wielokrotnie droższy — to około 60–65 dolarów, czyli mamy stosunek mniej więcej 1:100 między obecną ceną złota a srebrem.
Dzieje się tak dlatego, że we współczesnym świecie wydobywa się bardzo dużo srebra i jego cena w stosunku do złota spadła. Natomiast cena złota pozostaje stosunkowo stabilna. Jeśli chcemy przeliczyć wartość jednego talara lub piastra na współczesne ceny, choć jest to bardzo trudne, powinniśmy robić to według kursu złota, czyli należy zwiększyć wartość piastra około sześciokrotnie. Wtedy okaże się, że piastr nie kosztuje 18 dolarów, lecz mniej więcej 100–110 dolarów. A więc jest to całkiem pokaźna kwota, choć trzeba pamiętać, że proporcje cen różnych towarów w XVIII wieku były inne. Żywność była relatywnie tańsza, a produkty przemysłowe relatywnie droższe niż dziś.
Na przykład, aby kupić parę butów, trzeba było wydać całkiem sporo pieniędzy. Jeśli weźmiemy rynek angielski, dobre angielskie buty kosztowały 4 szylingi. Skoro 1 funt to około 4 piastry, a w jednym funcie było wtedy 20 szylingów, oznacza to, że 5 szylingów to 1 piastr lub 1 talar. Czyli buty kosztowały 1 talar, co wyraźnie pokazuje, że była to poważna suma.
Z drugiej strony jasno widać, że mowa tu o zwykłych butach, a nie o designerskich butach ze skóry krokodyla. Jednocześnie kufel dobrego piwa kosztował 1 pensa — czyli 1/60 talara. Za talar można było kupić 60 kufli dobrego piwa, każdy większy niż litr.

Ustaliliśmy, że piastr lub talar to całkiem sporo i mniej więcej zrozumieliśmy, ile szczęśliwym korsarzom mogło się udać zdobyć. Łup w wysokości 350–400 tysięcy piastrów był uważany za bardzo duży łup, który przypadał jednej pirackiej wyprawie.
Jeśli spojrzymy na „Wyspę skarbów”, zobaczymy, że Stevenson daje swoim bohaterom 700 000 funtów. Mógł posługiwać się funtami funkcjonującymi pod koniec XIX wieku, ale akcję swojej książki umieścił w połowie XVIII wieku, więc bardziej logiczne jest założyć, że chodzi o pieniądze z tego okresu, pieniądze z czasów bohaterów, ponieważ w wyniku inflacji pieniądz stopniowo traci wartość.
Ale 700 tysięcy funtów szterlingów, licząc 4 piastry na 1 funt, daje 2,8 miliona piastrów lub talarów. To ogromna suma, dla porównania — jest to około 7% rocznego budżetu Wielkiej Brytanii w tamtym czasie. Taka kwota w rękach prywatnych byłaby oczywiście bajecznym majątkiem i kilkukrotnie przekraczała największe łupy, jakie korsarzom udało się zdobyć w całej historii.
Powiedzmy, że ten skarb z „Wyspy skarbów” był siedem razy większy niż łup Thomasa Tew, który zdobył statek Wielkich Mogołów na Oceanie Indyjskim w 1693 roku, czy Henry’ego Avery’ego w 1695 roku, i ponad osiem razy większy niż to, co Henry Jennings był w stanie zdobyć ze srebra Hiszpanów w 1715 roku.
Pojawia się pytanie: ile łupów musiał zdobyć Flint, aby zakopać tak ogromny skarb?
Pamiętamy, że bohaterowie „Wyspy skarbów” wykopali wyłącznie złoto. A na mapie Billy’ego Bonesa zapisano, że istnieje skarb srebra i skarb broni. Pojawia się więc pytanie: ile srebra zakopał Flint w Wyspie skarbów, a także w jednym z ostatnich sezonów Black Sails??
Oczywiste jest, że tak gigantyczne skarby były absolutnie niewyobrażalne. W naszych czasach można znaleźć skarby tej wielkości, ale jeśli oszacujemy wagę 700 tysięcy funtów szterlingów, które znaleźli bohaterowie „Wyspy skarbów” lub 2,8 miliona piastrów, to mnożąc tę liczbę przez 27 gramów, otrzymamy około 75 i pół tony, licząc w srebrze.
Jeśli policzymy w złocie, a to właśnie złoto znaleźli bohaterowie, a złoto wówczas było powiązane ze srebrem w stosunku 1:15, to odpowiednio Squire Trelawney, kapitan Smollett, doktor Livesey i Jim Hawkins powinni byli znaleźć mniej więcej 5 ton złota.
Ogólnie rzecz biorąc, autor wyobrażał to sobie dość realistycznie. Jeśli pamiętacie, pod koniec książki bohaterowie długo wnoszą złoto na statek, Jim Hawkins pakuje je do worków i rzeczywiście musiało to być coś około 5 ton.
Takie znaleziska zasadniczo zdarzają się również dziś. Już wspominałem, że Chilijczycy na wyspie Juan Fernández w 2005 roku odnaleźli 800 ton złota, czyli ilość 160 razy większą.
Na przykład na dnie morza odnaleziono kiedyś hiszpańską fregatę „Nuestra Señora de las Mercedes”, która zatonęła w 1804 roku niedaleko Portugalii. Wydobyto z niej około 500 tysięcy monet o łącznej wadze około 13,5 tony. Widzimy więc, że można znaleźć ogromne skarby, ale wszystkie one nie należały do osób prywatnych, lecz były to skarby państwowe. Oczywiste jest, że możliwości budżetu państwa są zawsze znacznie większe niż możliwości pojedynczego człowieka.

Jeśli jednak mówimy o korsarzach, którzy opowiadali o swoich skarbach lub których podejrzewano o zakopanie skarbów, to w pierwszej kolejności możemy przypomnieć Henry’ego Morgana. Po zdobyciu Panamy w 1671 roku podzielił łup i każdy z jego wojowników, jego korsarzy, otrzymał jedynie 25 piastrów, nie 25 tysięcy, lecz 25 piastrów — śmieszną kwotę. Stąd narodziły się plotki, że Morgan przywłaszczył sobie sporą część łupu. Tyle że korsarze raczej nie należeli do ludzi, którzy łatwo pozwalali odebrać sobie zdobycz, więc najprawdopodobniej rajd Morgana na Panamę okazał się po prostu skrajnie nieudany.
Na wszelki wypadek muszę podkreślić, że monety w XVII i XVIII wieku nazywały się różnie i gdy mowa o hiszpańskich monetach, bardzo często myli się reale i piastry.
Chodzi o to, że piastry lub talary były walutą światową, używaną w czystej postaci tylko w niektórych krajach.
Na przykład w Turcji używano talarów, które po hiszpańsku i włosku nazywano po prostu piastrami. We Francji w XVII wieku w obiegu był écu, choć nawet wtedy nie od początku stulecia. W Niemczech w obiegu były talary, nazywane dokładnie tak samo — talary.
Później moneta ta rozpowszechniła się w Ameryce i jeśli u Jacka Londona czytamy o srebrnym meksykańskim dolarze, który trafia w ręce jednego z bohaterów, to jest właśnie ten sam piastr. Dlaczego meksykański? Dlatego, że w Meksyku wydobywano bardzo dużo srebra zarówno w czasach kolonialnych, jak i po uzyskaniu niepodległości, i Meksyk wybijał tę monetę, która następnie trafiła także do Stanów Zjednoczonych.
W niektórych krajach, takich jak Hiszpania czy Portugalia, talary w czystej postaci praktycznie nie były używane, a w obiegu była inna moneta. Jedną z takich monet był real, przy czym występował on w dwóch odmianach: reale srebrne i zwykłe reale — między którymi istniała różnica około półtora raza. Jednocześnie było 8 srebrnych reali na jednego piastra, więc gdy czytamy, że zwykli towarzysze Morgana otrzymali po 200 reali, jest to te same 25 piastrów lub talarów. W takim wypadku trzeba dobrze znać system walutowy epoki.
A przy okazji, jeśli mówimy o słynnych dziełach literackich, to Alexandre Dumas w „Trzech muszkieterach” popełnia mnóstwo absurdalnych błędów, a jego bohaterowie kompletnie mylą się w obliczeniach pieniężnych — na każdym francuskim targu tamtej epoki zostaliby po prostu oszukani, ponieważ Dumas bardzo słabo rozumiał, jak wyglądały realne stosunki pieniężne we Francji XVII wieku.
Prawie wszystkie kraje miały przy tym monetę obrachunkową i monetę rzeczywistą. Jest też słynna scena, którą Stevenson przedstawia, gdy matka Jima Hawkinsa przeszukuje skrzynię Billy’ego Bonesa i wybiera jedynie pewien konkretny rodzaj monet. W Anglii najpopularniejszą monetą była korona — moneta o wartości ćwierci funta lub pięciu szylingów. W istocie korona była brytyjskim odpowiednikiem talara. Jednocześnie wybijano monety o wartości połowy korony, czyli 2,5 szylinga, oraz ćwierci korony, czyli 1,25 szylinga. Srebrne szylingi były wybijane stosunkowo rzadziej, w zależności od okresu.
Zrozumienie ówczesnych pieniędzy jest trudne, to nie są współczesne banknoty, na których wszystko jest jasno napisane. Na dodatek nominał bardzo często nie był na monetach w ogóle wskazany, ponieważ wielkość monety i jej zdobienia wystarczały, aby zrozumieć, z jakim rodzajem monety mamy do czynienia.
Jeśli byłeś biednym człowiekiem, srebro z reguły nigdy nie trafiało ci w ręce, żyłeś na drobnej, miedzianej monecie i poza miedzią niczego w życiu nie widziałeś. Jeśli natomiast byłeś bogaty, powinieneś był posiadać odpowiednią wiedzę, aby nie stracić swojego majątku.
Jednocześnie, jeśli mówimy o pirackich skarbach, możemy przypomnieć kapitana Kidda, który, gdy w Anglii groziła mu szubienica, twierdził, że pokaże, gdzie zakopał skarb. Zabrano go na Karaiby, a on zaczął wozić swoich przesłuchujących od jednej wyspy do drugiej. W rezultacie zyskał dwa dodatkowe lata życia, ale ostatecznie i tak został powieszony. Przy okazji, dziś istnieje ruch na rzecz uniewinnienia kapitana Kidda — to dość popularny temat w Wielkiej Brytanii, są ludzie, którzy uwielbiają procesy sądowe, aby przywrócić dobre imię kapitanowi.
Abyście lepiej zrozumieli, jakimi realnymi pieniędzmi operowali korsarze, możemy przywołać Oliviera Exquemelina, autora książki „History of the Buccaneers of America” — jednego z głównych źródeł w historii piractwa, który pisał o tym, jak piraci dzielili łup.

Przede wszystkim przed podziałem wypłacano pewne kwoty za konkretne usługi. Na przykład ten, kto przygotowywał mięso na rejs, miał otrzymać 25 piastrów, cieśla okrętowy, który przygotowywał statek do rejsu — od 12 do 19 piastrów, lekarz miał otrzymać od 25 do 30 piastrów, przy czym koszt lekarstw był wliczony w tę sumę, więc nie wszystko lekarz mógł zatrzymać dla siebie. Następnie wypłacano odszkodowania dla rannych: za utratę prawej ręki — 75 talarów, za utracenie lewej ręki lub prawej nogi albo za postrzał — 62 talary, za utracenie lewej nogi — 50 talarów, za utracone oko lub palec — 12 talarów (szczerze mówiąc, wydaje mi się, że za oko powinni byli płacić więcej, ale korsarze nie pytali o moje zdanie).
Trzeba też pamiętać, że jeden niewolnik na Karaibach pod koniec XVII wieku kosztował tylko 12 talarów, a niewolnicy byli relatywnie tani. Przypomnę: 12 talarów to roczna pensja europejskiego żołnierza, a oprócz tego żołnierz otrzymywał mundur, wyżywienie oraz zakwaterowanie w koszarach. A więc 12 talarów to były pieniądze wyłącznie na jego osobiste drobne wydatki. Jednocześnie była to niewielka suma w skali roku, czyli około 1 talara miesięcznie. Ale za ten talar żołnierz mógł pójść do tawerny dwa lub trzy razy i porządnie się najeść — pewnie było miło móc się tak najeść raz na 10 dni.
Dopiero potem korsarze przystępowali do dzielenia samego łupu, a kapitan otrzymywał cztery lub pięć udziałów, zwykły pirat — 1 udział, a chłopiec kabinowy — pół udziału. Czyli jeśli na naszym statku mamy, powiedzmy, 50 korsarzy, to cały łup trzeba było podzielić na 55 części, z czego 5 części przypadało kapitanowi, a po jednej części każdemu zwykłemu korsarzowi. W ten sposób kapitan pirackiej załogi złożonej z 50 ludzi mógł otrzymać zaledwie jedną dziesiątą łupu.
Przypomnijmy teraz, że Silver opowiada, jak Flint (w książce „Wyspa skarbów” i w serialu „Black Sails”) ukrył ten skarb i że generalnie nie był to wspólny fundusz, ale jego własny skarb, czyli jego prywatna własność. Jeśli był to majątek należący tylko do Flinta, to jego wielkość staje się całkowicie nierealna i wręcz fantastyczna.
Jak już mówiłem, łup znaleziony przez bohaterów „Wyspy skarbów” odpowiadał siedmiu najbardziej udanym wyprawom Thomasa Tew czy Henry’ego Avery’ego, a jeśli była to tylko kapitańska część, to ile musiała wynosić reszta łupu całej załogi? Dlatego skłaniam się ku temu, że Stevenson nieco przesadził z wielkością skarbu, który bohaterowie odnajdują na Wyspie skarbów. Gdyby zmniejszył jego rozmiar przynajmniej dziesięciokrotnie, byłoby to bardziej realistyczne. Jeszcze lepiej — zmniejszyć go 20, 30 czy 50 razy, wtedy byłoby to zupełnie wiarygodne, ale nie robiłoby już takiego wrażenia, byłaby to suma bardziej zbliżona do „zwykłego” pirackiego łupu.
Przy okazji trzeba powiedzieć, że zdarzało się, iż w Royal Navy również trzeba było dzielić naprawdę duże łupy. Przypomnę, że Hiszpanie w 1780 roku przejęli angielski konwój z ładunkiem i 900 tysięcy piastrów z 6 milionów zdobytych podzielono między marynarzy.
Dlaczego tak mało? Ponieważ była to Royal Navy i większość łupu była traktowana jako własność państwa. Zwykli marynarze dostawali po 15–20 piastrów, ponieważ w królewskiej flocie łupy dzielono zupełnie inaczej niż u piratów.
Na okrętach królewskich jedna trzecia łupu przypadała załodze i dowódcy, jedna trzecia — oficerom, a tylko ostatnia trzecia była dzielona między marynarzy proporcjonalnie do ich żołdu. Żołd marynarzy mógł się przy tym bardzo różnić: bosman mógł otrzymywać 8 razy więcej niż zwykły marynarz, a nawet 16 razy więcej niż chłopiec okrętowy. Dlatego zwykli marynarze Royal Navy, nawet ci, którzy zdobyli ogromne łupy, otrzymywali bardzo skromne wynagrodzenie, choć istniała możliwość otrzymania dodatkowych premii.

Na przykład premie przysługiwały za zdobyte działa wroga lub przejętą banderę przeciwnika. Ponadto uczestników bitwy można było nagrodzić nawet wtedy, gdy nic nie zostało zdobyte, ale jeśli wykazali się wytrwałością i odwagą, lub jeśli trzeba ich było w jakiś sposób dodatkowo zmotywować. Wtedy mogli otrzymać żołd za pół roku, rok lub kwartał z góry — w zależności od ich zasług według oceny przełożonych.
Możemy spojrzeć na problem skarbów z innej strony. Do tej pory rozważaliśmy je wyłącznie z punktu widzenia ich wartości oraz faktu, że skarb zakopuje się po to, aby zachować swoje bogactwo na przyszłość, w sytuacji braku systemu bankowego. Jednak w innych epokach skarby mogły być pozostawiane z innych powodów. Na przykład w starożytności i we wczesnym średniowieczu skarby często były ofiarami składanymi bogom, czyli nie zakładano, że kiedykolwiek się po nie wróci.
Przykładowo kupiec, który osiągnął duży zysk i wracał do ojczyzny, mógł zakopać część swoich pieniędzy, czasem niemałą — jedną dziesiątą, a nawet jedną piątą zysku — po to, aby złożyć ją w ofierze bogom. Mógł też wrzucić jakieś cenne przedmioty do morza, jeziora czy rzeki, aby w ten sposób podziękować wyższym siłom, które mu sprzyjały.
Jednocześnie starożytny człowiek był pragmatyczny i miał do bogów dość szczególny stosunek. Na przykład uważano, że należy składać bogom ofiary, ale jeśli sam znalazłeś się w trudnej sytuacji życiowej, mogłeś „pożyczyć” od bogów część wcześniej złożonej ofiary lub nawet całość, ale później, oczywiście, trzeba było dług zwrócić.
Można przypomnieć starożytnych Ateńczyków, którzy podczas wojny z Persami wykorzystali wszystkie skarby świątyni Ateny na Akropolu, a nawet drogocenne naczynia, które tam się znajdowały, przetopili na monety. Po zwycięstwie zwrócili Atenie dwukrotnie więcej skarbów, niż od niej zabrali. Podobnie było z zakopanymi w ziemi skarbami: jeśli gdzieś zakopałeś część majątku, mogłeś go odkopać, gdy twoje sprawy szły źle, ale gdy się poprawiły, musiałeś oddać bogu to, co od niego „pożyczyłeś”. Oczywiście z odpowiednim procentem, bo starożytni bogowie też umieli liczyć i jeśli próbowałeś ich oszukać, mogło się to skończyć bardzo źle — bogowie by się na tobie zemścili.

W tradycji chrześcijańskiej przyjęło się natomiast składać ofiary w kościołach, choć zdarzało się, że pewne skarby lub ich część były z kościołów „pożyczane” na potrzeby państwa, a potem zwracane z powrotem. Jednak tradycja zakopywania skarbów wyłącznie w celach ofiarnych nie przetrwała w klasycznym średniowieczu ani czasach nowożytnych.
Być może jedyną pozostałością po tych dawnych tradycjach jest zwyczaj, który mamy do dzisiaj: gdy wyjeżdżamy znad morza, wrzucamy monetę do wody, aby móc jeszcze kiedyś wrócić w to miejsce, jeśli podobał nam się wypoczynek na tej plaży czy w tym kurorcie. Dlatego po sztormach na plaży znajduje się całkiem sporo monet. Jest to również forma takiej „ofiary”, choć dziś postrzegamy ją po prostu jako sympatyczną tradycję.
Podsumowując dzisiejszą rozmowę, należy powiedzieć, że opowieści o skarbach były mocno przesadzone. Było znacznie więcej hałasu, legend, zachwytów i plotek wokół skarbów niż samych skarbów. Dotyczy to tak samo zarówno książki „Wyspa skarbów”, jak i serialu „Black Sails”.
To całkowicie naturalne, bo każdy korsarz czy pirat, który opowiadał znajomym o swoich przygodach, musiał się czymś pochwalić i oczywiście musiał pokazać realne „towary”. Mógł więc mówić w stylu: „Wy tutaj, nowicjusze, siedzicie na brzegu i nie powąchaliście prawdziwego niebezpieczeństwa ani prawdziwych pieniędzy, a ja przeszedłem przez ogień, wodę i miedziane rury i trzymałem w rękach ogromny skarb. Tylko że zakopałem go na jakiejś wyspie i nie pamiętam, na której, więc siedzę teraz w brudnej tawernie i wyłudzam kolejny kubek rumu od tych, którzy chcą słuchać moich opowieści”.
A potem wszystko to stało się materiałem literackim i w XIX wieku powstała cała seria dzieł poświęconych piratom. Są dziesiątki autorów, setki, jeśli nie tysiące powieści, nowel i opowiadań, w każdym z nich pojawiają się jacyś niezwykli korsarze i skarby. Można wspomnieć Waltera Scotta, który pisał o piratach, Fenimore’a Coopera, Frederica Marrietta, Gustave’a Aimarda, Vicente Río Palacio, Louisa Jacolliot oraz oczywiście Stevensona.
W XX wieku o korsarzach pisali także James Matthew Barrie, autor „Piotrusia Pana”, Emilio Salgari, Arthur Conan Doyle, który tworzył nie tylko opowiadania o Sherlocku Holmesie i doktorze Watsonie, ale także historie o korsarzu o przydomku Rekin, odrażającym, podłym i okrutnym piracie, a także Rafael Sabatini i wielu, wielu innych. W ich książkach korsarze bez przerwy zakopywali skarby, znajdowali je i walczyli o nie. A potem zaczęto kręcić filmy.
Wracając do serialu „Black Sails”, bohaterowie tego filmu znów ścigają skarby i oczywiście gdzieś w jednym z ostatnich sezonów widzimy, jak kapitan Flint zakopuje właśnie ten skarb, który później odnajdą bohaterowie Stevensona. Wszyscy ci autorzy otrzymywali honoraria i jeśli ktoś naprawdę odnalazł „piracki skarb korsarzy”, to nie był to skarb wykopany na bezludnej wyspie na Karaibach, ale skarb otrzymany w postaci milionów sprzedanych książek, a część tych wpływów trafiała do kieszeni autorów, którzy o tych skarbach pisali.
Mamy nadzieję, że ten artykuł okazał się dla Ciebie przydatny!
Poznaj bliżej projekt Corsairs Legacy – Historyczny Piracki Symulator RPG i dodaj go do listy życzeń na stronie gry na Steam.








